Grudniowa załamka

Miałam nie pisać, ale nerwy mi puszczają, jak się nie wygadam, usiądę w kącie i będę ryczeć.
Z mieszkania chyba nic nie będzie. Mężon ma idiotyczny system płac w pracy - jego wynagrodzenie zależy od "przerobu". Ostatnio nie z winy pracowników, ale z braku zamówień, ten "przerób" był niewielki, co zaskutkowało pensją mniejszą od mojej. A podobno w tym miesiącu jest jeszcze gorzej... Co za tym idzie - masakrycznie spadła nasza zdolność kredytowa. Z średniej na żadną - z pięterka - na pysk, na beton, miazga.
Pieprzyć kasę, jakoś sobie poradzimy, przetrzymamy ten okres, chłodno, głodno ale damy radę... Ale czy ja dam radę opanować swoje zmęczenie? Jula wciąż budzi się w nocy - ma prawo, jest jeszcze taka malutka... Ale ja już nie wyrabiam. Bolą mnie mięśnie, kręgosłup... Rany nawet włosy na głowie mnie bolą... Nie mówiąc już o samej głowie, z przemęczenia nie wiem czy ją wzięłam do pracy.... a nie, jest, jeszcze się trzyma... 
Codziennie rano sobie powtarzam, że to tylko taki okres w życiu, że trzeba przetrwać, przeczekać, będzie lepiej - ale kiedy wracam do domu po pracy, widzę, że Mama jest zmęczona, rozdrażnona bólem i marudzeniem Juli... Wszystkiego się odechciewa. Chciałabym, żeby mogła odpocząć - swoje już przecież zrobiła - zajmując się nami przez tyle lat... Chciałabym jakoś jej pomóc, a to znowu ona pomaga mi... Źle mi z tym...
Czasem czeka na mnie i mężona pyszny, ciepły obiad... Ale często sama gotuję, żeby Mama nie miała wrażenia, że wzięłam ją do siebie na gosposię... Jedzonko, a  potem  dwugodzinna batalia o uśmiech córki, która wieczorami robi się marudna... O 19 kąpiel i idziemy się usypiać - czasami trwa to 10 minut, czasem 40, bo któryś z sąsiadów zwykle wieczorem przypomina sobie, że jeszcze czegoś nie przywiercił... W okolicach 20 mam "wolne". Najchętniej zwinęłabym się w kłębek na podłodze i zasnęła, ale jeszcze przecież jakieś pranie, sprzątanie... Na koniec jeszcze przez chwilę wciskam w siebie telewizyjną papkę... Potem kolejna zarwana noc i od początku... 
A gdzie czas na "bycie we dwoje"? Czy małżeństwo z dzieckiem to już tylko i wyłącznie obowiązki?  Tragicznie zmieniło się nasze bycie razem. W weekendy każde z nas chce wyciągnąć dla siebie jak najwięcej czasu, każde z nas lubi odpoczywać inaczej - a przecież jeszcze trzeba posprzątać mieszkanie, zrobić zakupy, ugotować obiad... Spotykamy się przy przekazywaniu sobie dziecka - "weź ją na chwilę bo muszę..." albo na spacerze z Małą. 
Czuję się tak, jakby w moim życiu pojawiła się wielka, czarna dziura wysysająca czas... Wszystko przyśpieszyło jak na jakiejś zwariowanej karuzeli, z której nie da się wysiąść, a pęd ogłupia i męczy. Nie wiem dokąd idę. Pogubiłam się. Moje życie zmieniło się w coś, czego nie potrafię ogarnąć - i albo w nim jestem i tańczę jak mi zagrają, albo nie ma mnie wcale. Gdzie się podziała moja motywacja? Optymizm? Radość z małych rzeczy? 
Nudno nie? No i przecież inni mają gorzej, nie mają wcale pracy albo nie mogą mieć dzieci... Ale może tylko mają INNE problemy tak samo męczące jak moje mnie?
Wczoraj miałam nalot teściów. Guzik ich obchodziło, że idziemy oglądać mieszkanie, guzik, że jest późno i zaraz będziemy kłaść Julę spać. Gdyby nie siostra Mężona wcale byśmy nie wiedzieli, że przyjeżdżają. Bo nie można przyjechać do dziecka w sobotę, kiedy jest więcej czasu, nie jesteśmy tak zmęczeni po pracy i mamy siłę na coś więcej niż tylko automatyczne dotrwanie do pory snu...
No szkoda gadać :/ Skończyło się na kłótni -"To Twoi rodzice, Ty ich wychowuj, niech dzwonią, że mają zamiar przyjechać... I  zaproszeniem ich przez Mężona na obiad w sobotę... Po raz nie wiem który w ciągu ostatnich paru tygodni... Tak, jestem podłą synową. Trudno. 

Komentarze

  1. kochana,cóż mogę napisać?ze będzie lepiej?bo bedzie....ale Ty zapewne myslisz tu i teraz.Z małym dzieckiem każdy jeden związek wygląda podobnie-na zasadzie "mijania",wiem coś o tym-dopiero gdy Małe jest na tyle duże,że chwilę się samo pobawi-my,partnerzy możemy cieszyć się sobą-a uwierz mi radośc jest wtedy nawet większa,bo przytuleni do siebie obserwujemy NASZE dziecko-które przysparza nie tylko problemów,ale przede wszystkim ogromnego wzruszenia,mega miłosci i usmiechu.Głowa do góry-tak to juz w tym naszym zyciu się układa-rzadko tak jakbysmy sobie tego zyczyli,ale z pewnością los bywa przewrotny,więc pozostaje cierpliwie czekać na styczniowy wyż:***

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że z pracą Twojego męża tak się porobiło bo to zapewne skomplikuje sprawę kredytu, ale nic straconego. Jak to mówią: raz na wozie...Więc uszy do góry :-)
    A co do zmęczenia i mijania się w związku - gdzieś czytałam lub słyszałam, że tak na początku wygląda każdy związek z małym dzieckiem. Nie masz łatwego czasu, ale przetrwacie! Cierpliwości. Trzymam kciuki, żeby udało Ci się porządnie wypocząć bo wtedy wszystko będzie wyglądać lepiej ;-) Czego Ci życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami problemy narastaja... cos zaczyna sie ukladac, to znowu cos innego sie sypie. Jak to mowia? Jak nie urk to sr*aczka? To sie chyba sprawdza!!

    Coz moge napisac? Nie napisze, ze juz teraz natychmiast bedzie dobrze... ale zacznie sie ukladac. Powolutku pewnie, ale tak wlasnie bedzie. Trzymam kciuki!! I jakby co... na gg czasami jestem:))

    Tule:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, kochana, wiem co czujesz... przykro mi i współczuję ci, bo ostatnio czułam się podobnie... co prawda ja nie pracuję, ale zmęczenie materiału robi swoje... Do tego ta pogoda wykańcza... Kochana, wierzę, że będzie lepiej i dla nas i dla was! W końcu musi być lepiej! Jak ja to mówię, byle do wiosny!
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś, kiedy nie było blogów (chyba :) nie było) moje posty byłyby podobne... Zmęczenie, dzieci, problemy, brak czasu, niepewność... czytałam i "widziałam" siebie, kiedy dzieci były małe. Jak mi tego brakuje :), baaardzo. Teraz są duże i wszystko co wyżej wymieniłam mam razy pięć, o ile nie więcej - to tak na pocieszenie :))) Wiem, jestem nadgorliwą, nadopiekuńczą ale nie chcę tego zmieniać. To moje życie. Głowa do góry, życzę Ci dużo radości, spełnienia marzenia o nowym mieszkanku i jak najwięcej miłych chwil spędzonych z Mężem :) Pozdrawiam. Renia.

    OdpowiedzUsuń
  6. nooo, jakbys opisala mnie sprzed miesiąca! Moje rady:
    1)noce - jesli to mozliwe, to umowcie sie z mezem, ze jedną noc wstaje on, drugą ty. Karmisz piersią? Przejdz na butle, albo zrobcie bitwy o koniec nocnych karmien. Inaczej wpadniesz w to co ja, czyli bezsennosc spowodowaną czestym wstawaniem do dziecka i rozregulowaniem sobie snu. Koszmar. Ja powoli z tego wychodze.
    2)Wieczory u nas tez marudne - daltego ja zostawiam najwieksze hiciory zabwkowe na wieczory. w ciagu dnia nie daje mu do zabawy, zeby wieczorem bylo atrakcyjniej. Codziennie dotyczy to innej zabawki. Moze kupci kilka grających i swiecących, zwykle dobrze zajmują malucha.
    3)odpusc sprzatania, gotowania i zeby bylo na tiptop, ODPUSC. To naprawde pomaga. Gotuj wiecej raz na 2 dni. A jak masz wolną chwile, to nie włączaj tv. Lepiej działa ksiązka. Nei wiem, dlaczego, ale tv kusi, ale paradoskalnie nie daje odpoczynku.
    4)BEDZIE LEPIEJ. TO TYLKO TAKI OKROPNY OKRES. I nie daj sobie wmowic, ze inni mają gorzej. Ty masz teraz fatalnie i masz prawo tak to odbierac, ze jest fatalnie. Jak potem sie zrobi odrobine lepiej, to zobaczysz, ze dla Ciebie to bedzie WIELKA ulga.

    Trzymam kciuki!!
    moonik

    OdpowiedzUsuń
  7. oj.
    no ale wszystko już chyba napisane. nie będę złotych rad zapodawać więc. powiem jako matka dwójki dzieci - TO TAKI CZAS, masz rację. bardzo ciężki czas. i masz prawo mieć dosyć i masz prawo nie cieszyć się z każdej małej rzeczy... to taki czas. a do tego jeszcze pracujesz... chyba nie myślałaś, że to przejdzie bez bólu?
    trzeba sobie radzić, tu i teraz. dzielenie się z mężem obowiązkami nie tylko pomysł, ale wymóg, żebyście jakoś z tego wybrnęli.
    ale obiecuję Ci - będzie lepiej! a jak już będzie dobrze, zapomnicie o tym wszystkim... i zafundujecie sobie powtórkę z rozrywki.... :)
    ech, życie. :)
    przytulam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki!!!!!!!! :* Ja dam radę, na pewno, postaram się.... Muszę... Ale dziękuję że jesteście... Wasze komentarze ładują moje akumulatorki - nawet nie sądziłam, że tak się da :)

    OdpowiedzUsuń
  9. i ja jestem. i wspieram duchem, na ciało za daleko, niestety. wspieram, bo doskonale rozumiem. mam nadzieję, że Twoja siła (pokazałaś już, że masz jej mnóstwo :)) wróci i uda Ci się przetrwać to najgorsze.
    ściskam z całych sił, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  10. i właśnie to mnie najbardziej od zawsze przerażało w byciu rodzicem. ten brak czasu, sił i podporządkowanie całego życia dziecku.
    a co do teściów to się nie martw :-) ja też jestem niedobra, tak samo jak Ty :-) też wymagam telefonu przed odwiedzinami, nie chcę jeździć do nich co 2 dzień na obiad i spowiadać się ze wszystkiego nie chcę. teraz jeszcze zostałam najgorszą bratową do kompletu :-) ale spoko i ja dam radę i Ty :-))

    OdpowiedzUsuń
  11. trudny problem Beatko poruszylas...jakze czesto w poczatkowym okresie dochodzi do starcia z tesciami, rodzicami, pod katem wychowania dziecka. oczywiscie i rodzice i tesciowie chca dobre=ze dla naszego dzidziusia, ale my przeciez wiemy lepiej co i jak, dodatkowo te niezapowiedziane wizyty tesciow- rodzice nam juz tak nie przeszkadzaja, ale co dla nas rodzice, to dla meza tesciowie:-)) ja pamietam, jak wsciekalem sie, gdy tesciowa na sile chciala mojemu pazdziochowi smoczka wciskac, coby sie przyzwyczajal. nie wyszlo, usilowala go zmusic do zasniecia bujanie wozka - i tu czasm bylo perfidnie i ostro z mojej strony:-)) - chowanie sie z wozkiem, pilnowanie wozka coby ktos/czytaj tesciowa/ przez przypadek ine pobujal wozkiem.
    beatko, przejdziesz to wszystko i z kilka lat bedziesz sie usmiechala z takich zachowan. ale wierze, ze dzis draznia...
    zbliżaja sie swieta...
    Zyczę Ci nadziei,
    własnego skrawka nieba,
    zadumy nad płomieniem świecy,
    filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
    piękna poezji, muzyki,
    pogodnych świąt zimowych,
    odpoczynku, zwolnienia oddechu,
    nabrania dystansu do tego co wokół,
    chwil roziskrzonych kolędą,
    śmiechem i wspomnieniami.
    Wesołych Świąt!

    pamietaj Beatko o jednym. w tej szalonej pogoni za lepszym zyciem, za szukaniem mieszkania, w pogoni za osobnym odpoczynkiem, nie zaprzestajci tego, co w waszym zwiazku najwaznijsze. na pierwsyzm miejscu jest Młoda, tuz za nia drepcze wasze uczucue do siebie, wasze bycie razem - na dobre i zle. pierwsze lata malzenstwa to burze, rafy kolarowe, mielizny. to ty z mezonem jestes okretem i zeglarzem - wierze, ze przetrwacie, musisie sie wspierac, kochac, darzyc szacunkiem. wowczas wam sie uda. czego serdecznie i z calego serduszka zycze...
    jb

    OdpowiedzUsuń
  12. ależ tu się roi od dobrych rad i genialnych pomysłów :)
    Wiec ja tak skromniutko, tak zwyczajnie szepne Ci na uszko, że to ten czas, a ten czas tak ma. Przezyjesz i przetrwasz ten czas, musisz i dasz radę ... .
    Trzymaj się i glowka do góry

    OdpowiedzUsuń
  13. A jaj ale trafiłam .Ale ja mam trochę pod górę a zaczynałam jak ty.Ale bez mądrzenia tyle tylko że po 4 latach zycia synka nie wiem czy znalazłabym jedną noc w której przespałam chociaz jedną godzinę spokojnie .Efekty bycia perfekcyjną widac na blogu.Depresja brak sił ,brak motywacji .Co do maleńkiej wymieniaj się z mężem to jedyny sposób na jakie takie regenerowanie sił,po drugie mozart idealnie działa na dzieci zarówno w dzień jak i w nocy do usypiania .Podeśle Ci meilem w wolnej chwiluni kawałki na usypianie i wyciszenie bo cały zestaw za mega kase nie wiem czy zechcesz .Co do pobudek to nie wiem jak Twoja księżniczka je ale im pełniejszy brzuch tym sen spokojniejszy i nie chodzi tu o mleko.Co pracy i finansów sama wiesz ze trzeba to przetrwac.Aha kropelka olejku lawendowego na podusie tez pomaga.Telewizor nie usypia i nie odpręża wręcz przeciwnie zamień go lepiej na krzyżówkę ,książkę to uspokaja .Sprubuje ruszyć mózgownicą i podesłac Ci jakies zabawy z maleńką ale takie proste i z prostych rzeczy jak chociaż zabawa papierem toaletowym moje obie sztuki po takiej wieczornej zabawie nie raz zasypiały w stercie papieru a smiechu hoł hoł.Co do teściów to chłop jest głową ponoć a kobieta szyją a łep jakby nie chciął nie poruszy się bez szyi więc to Ty ustal twarde godziny nie można kogos uszczęsliwiać na siłę na swoje widzimisię przecież na spacer możecie iść razem z małą i dziatkami oni zadowoleni a Ty z mężonem mogłabys wejść do cukierni na przysłowiowe ciastko zanim zjecie minie z 15 minut tylko waszych .Dobra nie mędrkuje pomyślę i coś podesle.Nie ty pierwsza i nie ostatnia jesteś ta zła i gdyby tylko takie złe były na świecie to anioły fruwałaby wśród ludzi widzialne a nie ukryte.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bo Ty zła kobieta jesteś! Nie martw się ja też jestem zła kobieta. I 95% pozostałych też.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzięki!!! Kurczę, idę nowego posta kombinować ;)...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie