Mała rzecz a cieszy ;)
Póki co mamy "ostre przeziębienie". Pani doktor niczego więcej nie znalazła, mimo, że ja już oczami zbzikowanej Matki widziałam prątkujące w Juli na potęgę bakterie i wirusy wszelkiego cholerstwa.
No bo gorączki brak. Ale za to kaszel taki, że jego echo brzmi jak bojowy okrzyk śniadania - zaaaaraz wraaaacaaam!!!!! :/ I nocne pobudki i zielony katar niczym próbujący się wydostać na zewnątrz opanowanej istotki - OBCY ;)
OK OK już przestaję, może niektórzy mają tu bujną wyobraźnię ;)
Tym razem była kolej Mężona na urlop. Na szczęście udało mu się wyrwać, żeby mój Boss nie dostał palpitacji serca ;)
W sumie boss nie jest zły, nie rzuca się o moje nieobecności, ale każdego pracodawcę przecież wkurza coś takiego, więc skoro jestem jeszcze w miarę "nowa" nie chcę wystawiać na próbę jego cierpliwości aż w takim wymiarze ;)
Niedziela - pracowita. W sobotę Mężon był w robocie, więc niespodziankę dla Juli przełożyliśmy na ten siódmy dzień tygodnia. Niespodzianką był... Jej własny pokój.
Nie wiem, czy pamiętacie jak opowiadałam wam o plusach mojego mieszkania na bocianim gnieździe? Jednym z nich niewątpliwie była sypialnia z wielkim łóżkiem 190-200 cm ;) Było nam w niej ciepło i wygodnie i gorąco czasem również :))) Aż na świecie pojawiła się Jula i w sypialni pojawiło się jej łóżeczko. Sypialnia zaczęła służyć wyłącznie do spania ;). Któregoś dnia wyprowadziliśmy się z niej na stałe, korzystając wyłącznie w czasie najazdu gości... Jula miała ciszej i spokojniej, ja mogłam wyłączyć swoje trzecie ucho i przestać nasłuchiwać czy Jula w łóżeczku mruczy/ przewraca się/ odkrywa/ szeleści ... Obie od tej pory śpimy lepiej ;)
Wcześniej wciąż myślałam o tym mieszkaniu jak o czyimś. Wcześniej wciąż żyłam wizją rychłej przeprowadzki ale teraz... Co tam! Kto wie ile jeszcze będziemy czekać na uśmiech losu. Pora na zmiany :)) Wielkie łoże składało się z dwóch łóżek i dwóch materacy. Po rozkręceniu jednego z nich odkryłam w pokoju niezagospodarowaną przestrzeń, akuratną dla Małej Dziewczynki :).
Jula z pomocą Taty i taczki przeniosła do sypialni wszystkie swoje zabawki z salonu, a następnie zamknęli mnie w pokoju z akcesoriami do sprzątania. Tatuś wytłumaczył Młodej, że teraz - Mama będzie robiła w pokoju czary-mary ;))) Zajął ją czymś, a ja zaczęłam metamorfozę :)) Oddałam Młodej we władanie wszystkie półeczki regału, łóżko i nocne szafeczki. Wszędzie poukładałam jej ukochane misie i lale, klocki i układanki wreszcie znalazły swoje miejsce. W kwiatowych doniczkach zakwitły wiatraczki i baloniki, na podłodze rozgościła się mata do zabawy, której nareszcie nie będziemy musieli codziennie zwijać. Łóżko przykryła narzuta i zielony smok wynaleziony gdzieś przez Babcię... Po godzinie byłam zasapana jak stary parowóz, ale było warto. Zawołałam Julię...
Teraz żałuję, że nie nagrałam jak mała księżniczka wchodzi do swojego królestwa. Całe jej zasmarkane jestestwo po prostu promieniało :D:D
Niby niewiele zrobiłam, ale mamy teraz pokój dziecinny.
Oby tylko Młoda szybko wyzdrowiała...
kochana oczyma wyobrazni widzę Twoje zasapane ciałko,ale widzę też promienny usmiech Juli:))) cudniej byc nie może-wszak własne królestwo to nie byle co! Ja sypialnię dzielę z chłopcami,a jakże.....buziaki:*moze jakas prywatna fotka pokoju,hę?
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć minę Julki gdy wchodziła do pokoju:)
OdpowiedzUsuńno!od razu lepiej;)
OdpowiedzUsuń