Czego więcej do szczęścia?

No i jest. Niedroga śliczność z dwoma balkonami, wybudowana całkiem niedawno, umeblowana nie do końca, ale za to bardzo smacznie... Zlokalizowana po drugiej stronie Wisły, więc Szanowni Rodziciele Mężona nie będą mieli ułatwionego dostępu ;). Spokojne sąsiedztwo, blisko do zaopatrzenia w żywność, do pracy bezpośredni tramwaj... Tylko się wprowadzać. Ależ te dni do pierwszego powoli mijają...

Myślę teraz głównie o tym jak się spakować i zorganizować transport ;) i jeszcze gdzie dokupić niezbędne utensylia, bez których egzystencja nawet w najfajniejszym mieszkanku może się okazać utrudniona. Ale to takie przyjemne tematy do zastanawiania się :).

Weekend spędziliśmy z Mężonem bardzo aktywnie. Szczególnie, że do babci, którą jest Mama Mężona, przyjechała Siostra Mężona z Siostrzeńcem Mężona :) Młody (znaczy się Siostrzeniec Mężona) w małych dawkach jest całkiem znośny. Ale bardzo się cieszę, że termin naszej wyprowadzki przypada przed dniem, w którym Siostrzeniec przyjeżdża do dziadków na cały tydzień ;) Przez sobotę i niedzielę udało nam się go unikać najpierw przez niewątpliwą przyjemność oglądania naszego nowego miejsca do spania. A potem przez czas przekonywania Pani Właścicielki, że już jesteśmy gotowi do podpisania umowy - żeby nie pokazywała tego mieszkania nikomu innemu.

Następnie, Siostrzeniec wybrał się z mamą i babcią do IKEI - pobawić się w piłeczkach, co pozwoliło jego opiekunkom na rozejrzenie się w asortymencie sklepu, a my w tym czasie przygotowaliśmy się do wyjścia ze znajomymi na złocisty napój z bąbelkami. Tak właściwie, to Mężon był spragniony bąbelków, ja z racji piątkowego przedawkowania z Ulubioną Współpracowniczką nie mogłam nawet na bąbelki patrzeć. :) Posiedzieliśmy w całkiem miłej atmosferze dobrych parę kwadransów, a potem zabraliśmy się nad Wisłę. W zakolu, Miasto zorganizowało fetę dla gawiedzi pod tytułem "Parada Smoków". Było super. Procent gawiedzi, który stanowiliśmy z Mężonem jest stanowczo zadowolony :) Sznurek do fotek po prawej.

Dnia następnego obudzono nas jak zwykle o bardzo nieprzyzwoitej porze jaką jest siódma rano (w niedzielę!!). Ta niemożność leniuchowania w dni właśnie do tego przeznaczone jest jednym z głównych powodów naszego exodusu. Ja lubię długo spać! Mężona jak się nie budzi, to też potrafi do 9-tej przekimać... Ale Rodzice Mężona nie lubią spać. I dają to niestety rano odczuć wszystkim jak leci... Ech pierwszy poranek sobotni powitam w nowym mieszkaniu z nabożeństwem :)

Zaraz po śniadaniu nabraliśmy rozpędu na kolejną wycieczkę - wzięłam urządzenie pstrykające i wpakowaliśmy się do autobusu jadącego pod halę Wisły. Tam właśnie chwilowo zakotwiczył się raj dla kociarzy :) Futrzaków było multum. Oczywiście sznurek po prawej ;) Chętnie przytaszczyłabym sobie jednego do domku... No i kiedyś pewnie przytaszczę, choć nie wiem czy będzie mnie stać na kociaka, który wart jest dwa tysie... Może prędzej przygarnę jakiegoś dachowca z niebieskimi oczami? :)

Wieczór upłynął spokojnie na wymianie informacji o mieszkaniu z Braciszkiem i jego Drugą Połówką.

Jeszcze dwadzieścia dni...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie