Niewydarzona żona...
Wyrazy współczucia dla Szanownego Mężona.
Po wnikliwej obserwacji własnej osoby doszłam do zatrważających wniosków... Powiedzmy sobie wprost - otóż, żona ze mnie ostatnio (delikatnie mówiąc) niezbyt udana...
Przez ciążowe smaki, obiady zrobiły się dość monotonne, bo nie chce mi się gotować osobno sobie i jemu. (No więc mamy: zupa- makaron, makaron-zupa, zupa z makaronem...).
Na krześle zbiera się sterta koszul do prasowania, bo to zajęcie jest dla mnie (i chyba zawsze będzie) - torturą (a przecież dziecka torturować nie będę, nie?)
Co chwilę jestem chora, nigdzie nie daje się ze mną wyjść - ledwo zawieje, a ja z obłędem w oczach szukam chusteczki, owijam się szczelniej szalikiem i pytam kiedy wracamy...
Nastroje mam co najmniej dziwne i to już nie tylko raz w miesiącu, kiedy należało schodzić mi z drogi bo @... Teraz trzeba schodzić mi z drogi "na wszelki wypadek" ;).
Obcięłam na krótko moje długie włosy (pod wpływem chwili), co Mężon dzielnie skwitował "Nooo, ładnie, ale wiesz, muszę się przyzwyczaić" :)))
Nawet moje wypieki kiedyś zazwyczaj udane, teraz wołają o pomstę do nieba... (Pan piernik wczoraj miał głęboko w... mące to, że twierdziłam, że będzie wyśmienity - najpierw trochę urósł, potem malowniczo pękł wzdłuż, następnie po wyjęciu z piekarnika mało elegancko zassał się do środka i zamienił w niejadalny zakalec :/ co dodatkowo wywołało u mnie krokodyle łzy (dżizas!!!!!))
Podsumowując moje zasługi, należałoby jeszcze zaznaczyć, że większość czasu spędzam na kanapie niczym wyrzucony z morza i zapomniany przez Greenpeace wieloryb i domagam się uwagi... Ogólnie kiszka na całej linii.
Wcale się nie zdziwię jak Szanowny Mężon spakuje mi kiedyś manatki i na do widzenia jęknie - "może wróć po porodzie, coooo?" ;)
Cóż należy wziąć się w garść... jeszcze jakieś 22 tygodnie...
Po wnikliwej obserwacji własnej osoby doszłam do zatrważających wniosków... Powiedzmy sobie wprost - otóż, żona ze mnie ostatnio (delikatnie mówiąc) niezbyt udana...
Przez ciążowe smaki, obiady zrobiły się dość monotonne, bo nie chce mi się gotować osobno sobie i jemu. (No więc mamy: zupa- makaron, makaron-zupa, zupa z makaronem...).
Na krześle zbiera się sterta koszul do prasowania, bo to zajęcie jest dla mnie (i chyba zawsze będzie) - torturą (a przecież dziecka torturować nie będę, nie?)
Co chwilę jestem chora, nigdzie nie daje się ze mną wyjść - ledwo zawieje, a ja z obłędem w oczach szukam chusteczki, owijam się szczelniej szalikiem i pytam kiedy wracamy...
Nastroje mam co najmniej dziwne i to już nie tylko raz w miesiącu, kiedy należało schodzić mi z drogi bo @... Teraz trzeba schodzić mi z drogi "na wszelki wypadek" ;).
Obcięłam na krótko moje długie włosy (pod wpływem chwili), co Mężon dzielnie skwitował "Nooo, ładnie, ale wiesz, muszę się przyzwyczaić" :)))
Nawet moje wypieki kiedyś zazwyczaj udane, teraz wołają o pomstę do nieba... (Pan piernik wczoraj miał głęboko w... mące to, że twierdziłam, że będzie wyśmienity - najpierw trochę urósł, potem malowniczo pękł wzdłuż, następnie po wyjęciu z piekarnika mało elegancko zassał się do środka i zamienił w niejadalny zakalec :/ co dodatkowo wywołało u mnie krokodyle łzy (dżizas!!!!!))
Podsumowując moje zasługi, należałoby jeszcze zaznaczyć, że większość czasu spędzam na kanapie niczym wyrzucony z morza i zapomniany przez Greenpeace wieloryb i domagam się uwagi... Ogólnie kiszka na całej linii.
Wcale się nie zdziwię jak Szanowny Mężon spakuje mi kiedyś manatki i na do widzenia jęknie - "może wróć po porodzie, coooo?" ;)
Cóż należy wziąć się w garść... jeszcze jakieś 22 tygodnie...
Że się powtórzę :D
OdpowiedzUsuńKochana, nie wyrzuci cię, bo twój stan to też "troszkę jego wina" :D
Więc niech cierpi ciało jak chciało :D
Nie daj się!
o jezu no. Ty nawet nie wiesz, jak Twoja macica teraz ciężko pracuje. nie doceniasz jej. a powinnaś. na resztę przyjdzie czas - prasowanie, gotowanie, cały ten bajzel... no! pochwal sama siebie!
OdpowiedzUsuńNie no...ale sie usmialam:D Prasowanie?? Ja prasuje jak nie mamy co na siebie wlozyc;)
OdpowiedzUsuńZupa z makaronem?? Mi zawsze smakowala;))
A maz?? Nie wyprowadzi sie, bo zbyt mocno Cie kocha!!:)))
Buziaki:**
hihih Dzięki kobietki, ale to było tak... z przymrużeniem oka :D
OdpowiedzUsuńjesli piernika nie wywalilas to podrzuc mi, ja zawsze zjem, bo kocham. zakalec czy nie pozre. I pamietaj mozesz gderac do woli i kobiecie w ciazy sie nie odmawia. A prasowac, nie przesadzajmy, ja nie prasuje, no moze gdy mnie pod sciana postawia i batem zaczna bic;)
OdpowiedzUsuńPiernik udał się od razu w swoją ostatnią podróż, naprawdę był niejadalny, ale pochwalę się że wczoraj upiekłam drugi :D Ten się dla odmiany przypalił ;))) Ale po oskrobaniu myślę ze da się zjeść :D
OdpowiedzUsuńA masz jeszcze ten piernik ? Bo moj mąż uwielbia zakalce :) A on ma jutro imieniny hehe, więc jak znalazł by było :))
OdpowiedzUsuńNiestety wylądował w koszu ale ten by groził rozstrojem żołądka kompletnym więc nie radziłabym :D
OdpowiedzUsuń