Idąc tą drogą...
Się zastanawiam na co trafię.
Niedziela była jakaś taka... Wszystko mi z rąk leciało, jakaś taka nerwowa i rozbita byłam. Goniłam Mężona i Julę po kątach, bo Jaśniepan oczywiście rano zablokował łazienkę i wyszedł wypachniony dopiero na gotowe śniadanko.
Jula oczywiście rwała się do pomagania przy wszystkim, wtykała mi palce do chlebowego ciasta, chciała, żeby ją zamknąć w kanapie, nie chciała się ubrać, nie chciała, a potem chciała na śniadanie wszystkiego, co proponowałam - ogólnie mały Sajgon, a pośrodku tego wszystkiego rozespana, rozczochrana i zapiżamiona JA.
I jeszcze zakupy trzeba było zrobić.
I szafka w kuchni - ta nie powieszona - stała jak milczący wyrzut sumienia.
I wszystkie szklane i porcelanowe cudeńka od Mamy popakowane w pudła, stały sobie wciąż malowniczo zagracając pokój, a ja drżałam, że ktoś mi na tych pudłach usiądzie, przewróci je, bądź wybije sobie o nie zęby.
Już nawet wiertarka była. Ale wierteł nie było. Pożyczyłam od kolegi wiertła - nie było haków... A dni mijały niepostrzeżenie...
Para gwizdała mi uszami.
Jaśniepan, widząc mój "cudowny nastrój" sam się naburmuszył i odpowiadał monosylabami.Wreszcie wyleźliśmy do Lidla i byłam już tak wkurzona, że doniosłam zakupy do domu, odwróciłam się na pięcie i pojechałam do Lerła Merlę po te cholerne haki.
Na uszach Linkin Park ;)
I dobrze, że parasol zabrałam.
Przez tą godzinę pooddychałam głęboko, spuściłam trochę pary, wyobraziłam sobie siebie jako tę leliję na stawie - zennnn... I powróciłam w pielesze.
W pieleszach rozpierrducha bo się Jaśniepan za sprzątanie wziął. Wszystkie powierzchnie płaskie mokre, Meble przenośne na korytarzu, Jula lata pod sufitem zamiast spać. Mój zennnn wyparował.
Wzięłam się za obiad. Barszcz wyszedł mdły, kotlety prawie się spaliły. Chleb ze słonecznikiem, który gdzieś tam w tzw "międzyczasie" sobie wyrósł - wyszedł wspaniale. Tyle, że w barwie obiadowych kotletów - czarny.
Wreszcie nadejszła wiekopomna chwiła i Jaśniepan wziął się za wieszanie szafki. I wyobraźcie sobie POWIESIŁ! I dosłownie PIĘTNAŚCIE MINUT mu to zajęło!! MAJ HIROŁ po porostu. DŻIZAS!
A potem już usiadłam sobie i zaczęłam odwijać z papierków filiżaneczki, spodeczki, kubeczki, talerzyczki i dzbanuszki i utykać to wsio w tą szafkę i tak mi się miło zrobiło :)) Że nawet dwa kilo brzoskwiń pokroiłam na dżem.
A wieczorem za babeczkę z białek się wzięłam, bo w poniedziałek Rodzony Przyjaciel miał przybyć. Taka śliczna i puchata urosła, taka mniamniuśna... tak się pięknie zarumieniła i... tak malowniczo oklapła i okazała się zakalcem :/
I powiem wam, że gotowałam te brzoskwinie przez 2 dni po 20 minut i na trzeci dzień (wczoraj) miałam gotować ostatni raz i zapakować do słoików - zeszkliły się, pachniały i poszłam usypiać Julę i zleciłam "pomieszanie co jakiś czas" Mężonowi i czytałam O pięknej i bestii ... a potem O Kocie w butach i... poczułam swąd...
Wyleciałam z pokoju jak z procy, dopadłam gara, zamieszałam, skrobiąc przypalony dżem... Miałam na pewno mord w oczach szukając winowajcy. Znalazłam - Jaśniepan poczuł nieodpartą chęć wzięcia prysznica. Natentychmiast. Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Ale nic to. Ważne że Franek jest zdrowy :)
I Rodzony Przyjaciel - Pio był w poniedziałek i uśmialiśmy się jak norki z filmu z Jackiem Czanem ;)
I jeszcze jutro urodziny Mężona, więc jakoś mu wybaczę ten dżem ;)
Lajf is bjutiful ;)
No to piękną niedzielę miałaś :)
OdpowiedzUsuńMoja zdecydowanie na odwrót. Pełen luz, odpoczynek i zennn właśnie. Z zimnym piwkiem w ręce i w towarzystwie jedynego, kochanego Brata :)
Takie weekendy to ja lubię.
Grunt, że szafka wisi! :)
Hihihi
Nic Cię Kochana nie minie, z jednego zlotu na drugi ;p
Cudny weekend, podejrzewam że taki właśnie "zbratany" będzie kolejny weekend, bo będziemy oblewać te ju7trzejsze urodziny Mężona ;)
UsuńA co do omijania - stanowczo wolę czarowne czarownice od wiedźm ;)
a co ty bedziesz robic 18-stego? Pomysl sobie o mnie, ze ja tam przysiege skladam ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, ze szafka w koncu zawisla, Mezonowi wyjatkowo mozna wybaczyc, ale gdyby nie te urodziny.... ;P
Będę myśleć Kfiatushku i nawet grupowy toast zarządzę ;) Szafka po tygodniu - jest nieźle ;) A że podobne numery wybaczam mu już prawie 7 lat... No niech tam! ;)
UsuńKochana, każdy ma czasem takie dni, że nic nie idzie, wszystko i wszyscy nas wkurzają, wszystko leci z rąk i ma się ochotę kogoś zamordować. Na szczęście potem to mija i przychodzą fajne dni, które już przed Tobą! ;-D
OdpowiedzUsuńZresztą po co ja to piszę, przecież na koniec sama dużo powodów do radości znalazłaś. I tego się CZYM kobito! ;-)
(Ja pewnie też nie wytrzymałabym już z tą szafkę i sama pojechała po te haki... Eh, ci faceci! ;-) )
Buziaki! :-*
No wieeeeem ale na koniec słońce wyjrzało, więc źle nie jest ;) I czymam się! :)) Widzisz, jakie my "w gorącej wodzie kąpane" (cyt z męża ;) jesteśmy obie ;)))
UsuńWariatko Ty moja!!!:D Czytam i zębole szczerzę (wybacz) i już myślę,jak bym z Tobą ganiała po tym lerła...i tę parę buchającą ocierała i nawet na zakalcową babkę się wprosiła i doszłam do zdania:"najważniejsze,że Franek zdrowy" i się poryczałam.I wyglądam jak idioka,bo gęba się śmieje,a oczy płaczą..I przestać nie mogę.Hormony?
OdpowiedzUsuńWzruszyłaś mnie tak,że zapomniałam co robic miałam,a uwierz nie wiem w co ręce wsadzić...o wiem,kwiaty miałam przesadzać.Wiem,wiem pora nie bardzo,ale ciasno mają bidule:)
Ja do tego 18 tego to się chyba nie doczekam.Tęsknię,uwielbiam i wszystko co z uczuć wyzszych:****
a Mężonowi życz sto lat!!! za tę szafkę się należy,choć za dżem wytargałabym okrutnie;;)
cmoki wielkie:****
hehe hormony, a jakże ;) a ja oddycham lżej jak wiem, że u was dobrze :) Ja też przesadzałam niedawno kwiatki z tego samego powodu - wprawdzie ciasno miały już wiosną, ale jakoś się nie złożyło :D a doczekasz DOCZEKASZ - bo warto czekać ;)
UsuńMężonowi przekażę - tumaroł ;) i może nawet nie zabiję ;) Buziaki również ;)
a ja chyba jakas niekumata jestem, bo nie czaje o co chodzi z tym Frankiem. Czyzby cos mi umknelo? :P
OdpowiedzUsuń:D Franek jest u Marty :) tej powyżej ;) polecam zajrzeć, pisze obłędnie a jakie ma boskie dzieci! :))
UsuńNo właśnie, najważniejsze, że Franio ok... reszta to w sumie science-fiction przy tym :)
OdpowiedzUsuńNo i ten 18 niedługo!
Wiecie jak się szczerzę na tę myśl? :)
(U mnie para z uszu w zanadrzu... pms się zbliża).
Sto lat dla męża
Prawda? Na szczęście są dobre wieści które równoważą te gorsze :) A ten 18 to ulubiona moja data w kalendarzu na ten miesiąc :) Też się szczerzę :)) Mój PMS jeszcze daleko więc będzie powtórka z rozrywki ;) Dzięki!
UsuńSkąd ja to k.... znam....
OdpowiedzUsuńpewnie z autopsji Olu jak wszystkie ;))
UsuńNo dziewczątka :D zlot już niebawem. Na pewno niedługo się zobaczycie, obgadacie i te pe. :D
OdpowiedzUsuńAle nie zazdroszczę!
Bo:
Po pierwsze: Będę sie uczyć do kochanej matematyczki (Tak sobie wmawiam... :D)
Po drugie: Martuchna mi OBIECAŁA zlot w Krakowie. A ja wiem, że jak ona obieca to tak zrobi! (Chociaż w sumie wiele zdjęć mi obiecała :P )
Po trzecie: Bo zazdrość to brzydka cecha.
A po czwarte: Jak się Igor uśmiechnie to wybaczę wszystko. Nawet pobudkę o siódmej rano.
Po piąte i ostatnie....: Bo mój syn internetowy o pięknych długich i gęstych rzęsach nie dość że cudowny to jeszcze serce ma jak dzwon! :D
Maj gad. Jor hasbend is hiroł de best.
... Patrz się do czego prowadzi smsowanie z Martuśką... :D
PS: Słowo "pokoźlić" jest baaardzo stare. I krąży po mej wiosce. :D
Taa, będziemy gadać do oporu i aż nam szczęki zdrętwieją ;) A Ty się szykuj, bo skoro to w Krakowie to i ja obowiązkowo :))) Więc nadrobimy. Póki co ucz się pilnie, pozdawaj co masz zdać i pisz WIĘCEJ :)) Buziaki!
UsuńŻycie kobiety barwnym jest;)))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzgadza się ;) nie może być inaczej :))
Usuń