Nie chcę nie będę!!!

Po pierwsze, bardzo dziękuję za wszystkie życzenia zdrowia pod poprzednim postem :) 

Nie luuuubię, oj nie luuubię :/ Chorować nie lubię.
A właściwie jeszcze nie skończyłam.

Na szczęście Julinda wykopała zarazę bardzo szybko i kaszel z katarem odeszły w dal. Siną. 
Szkoda, że nie mogę od niej pożyczyć tej brygady antybakcyl, co by wykopała i u mnie.

I sprawa ogólnie wygląda tak - ona zadowolona znowu w przedszkolu, ja już zadowolona wcale - znowu w firmie. Za to szef i owszem.Zadowolony.

Miałam pięć dni na pozbycie się zarazy. Okazało się, że to niestety mało. Szczególnie, że leżenie w towarzystwie jest wykluczone. I faux pas jest totalnym i zniewagą dla mojego drogiego dziecka. Należało się bawić, bawić i w ogóle tylko bawić - ewentualnie w międzyczasie tzw można było przygotować dziecku drogiemu jedzenie, picie, bądź spełnić inną zachciankę. Więc kimałam, kiedy ona kimała i z ulgą oddawałam ją w ręce powracającego z roboty, styranego Mężona.

Na szczęście Mężon wyrozumiały był ;) Przejmował dziecię bez sprzeciwu i miałam trochę wytchnienia, co by ostatniego ducha nie wyzionąć (wtedy byłabym totalnie nieprzydatna, więc kalkulacja prosta ;) i koło piątku z deka mi się polepszyło. 

I na prośbę dziecięcia "Mamusiu nalysuj mi sówkę" zareagowałam z minimalnym (ale jednak) - entuzjazmem. I wyszło mi. Nawet.I przyjrzałam się dokładniej i wpadłam na kolejny pomysł... O - taki:

Kiedy młoda udała się na swoją drzemkę południową wyszperałam igłę i nitkę. Wieczorną bajkę Jula oglądała już z nową koleżanką ;)

Polar jest świetnym materiałem :D 

Sowa wyszła ciut śnieżna... Widocznie zainspirowały mnie prognozy na najbliższe dni....
Ze strachem też myślałam o powrocie do pracy w poniedziałek - w portfelu pusto, a tu po kostki śniegu...
Na szczęście Mężon znalazł wyjście z sytuacji i... teraz nawet śnieg do kolan mi nie straszny ;)

(fotka ze strony ccc)
W sobotę powlokłam się do sklepu ledwo żywa, ale ze sklepu wyszłam już trochę zdrowsza ;)
I kiedy Mężon w niedzielę rano zaproponował mi spojrzenie za okno... I zobaczyłam tam.... TO:


 Odruch wymiotny nie był tak silny. 
Ale nadal nie cierpię śniegu. I nie chcę go!! I nie będę nigdy lubiła!!! I mam go dość!!!
A za oknem - pada...
Zimno brzydko, choro...

Komentarze

  1. No kochana, ale dałaś czadu z tą sową!!! Jest piękna! I Ty to sama, igłą i nitką?! No jestem pod wrażeniem!! A co wpakowałaś do środka?
    No bardzo, bardzo mi się podoba! :-D

    I ja też bardzo bardzo nie lubię zimy, zimna i śniegu, a właściwie tej chlapy, która po nim zostaje na chodnikach. Byle do wiosny, co? :-/

    Ps. Butki super! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, tak mi samo wyjszło ;) I watą wypchałam - kosmetyczną taką - mięciutka jest, co moje dziecko ceni ;) Cieszę się że Ci się podoba :D A zima to niech sobie będzie tylko żeby nas było stać na wakacje pod palemką ;) Byle do wiosny :) A buty - ciepłe :D

      Usuń
  2. ale ładniusia sówka, no! Hej, ja też taką chcę:))) ukłon:*
    butki fajowe, ale zanim bym je założyła....;p
    dobrze, że Jula zdrowa, u nas dziadostwo nie do końca puściło, choć poprawa kolosalna.
    ściski:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe dzięki, stare szaliki mi się póki co skończyły ;) a do butków - masz tylu pomocników, że któryś na pewno by się podjął ;) Nela np :D u nas póki co trzyma tylko mnie i jak już musi to lepiej niech tak zostanie

      Usuń
  3. żaden antybiotyk nie postawi na nogi Kobitę tak jak zakupy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. :) dzięki! pochwała z Twoich ust to naprawdę COŚ, bo na takie cudeńka jak robisz to ja za cienki leszcz jestem ;)

      Usuń
  5. Chylę czoła za tą sowę ja kiedyś próbowałam na prośbę małej głowę Hello Kitty zrobić...yhmmmmm...było coś raczej hello co to jest ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D ja kiedyś dużo szyłam - głównie dla lalek, dawno to było, ale zostały umiejętności niejakie ;) Mama mnie uczyła :)

      Usuń
  6. Kochana, jak i u nas: Ania jutro idzie do przedszkola, a ja wciąż dogorywam i ledwo charczę :/ Zdrowiaaaaaaa dla nas :)
    Jula jest już taka duża... Patrzę na nią to jak 5 - 6 latka :) I śliczna jak z obrazka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zdrowia zdrowia!! A duża jest owszem - i będzie na pewno dalej rosła - po tatusiu ;) I wyraz ogólny też zawsze miała poważny ;)

      Usuń
  7. Świetna ta sowa !
    Ja również ostatnio szyłam puchacza, tyle że mój tak ładny nie był, więc szykuję się do kolejnego szycia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrażaj się ;) metodą prób i błędów wszystko się w końcu uda, ja marzę o maszynie do szycia...

      Usuń
  8. jestem pełna podziwu dla Twoich zdolnosci kochana!!! i zdrowia zdrowia zdrowia!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajne te buciorki twoje:D
    i sowa!
    chyle czoło!

    OdpowiedzUsuń
  10. z takimi butami to az zal chorowac :)

    OdpowiedzUsuń
  11. dokłądnie takie same buty chodzą mi po głowie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to je łap i wdziewaj na nogi, ja jestem ze swoich bardzo zadowolona :) polecam są w ccc

      Usuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie