Uprzejmie donoszę iż...
żyjemy.
Choróbsko przeniosło się na mnie, robiąc mi w gardle pustynię Sonora porośniętą kaktusami tak skutecznie, że właściwie to się nie żywię. Wyłącznie nawadniam. (moje marzenie o zrzuceniu świątecznego nadbagażu spełnia się w zawrotnym, choć bolesnym tempie. - zapamiętać - uważać o co się prosi!!!) W skrócie -angina z przyległościami.
Dobrze, że była Mamunia, bo przez pierwsze dni ledwo łaziłam i niewiele mogłam. Niestety dzisiaj zarządziła odwrót (:((((((((((((((((((((((((((((((((((((), więc do 18 będę się męczyć na zwolnieniu sama.
Julinda w niezłej formie. Śniegu nam nasypało (I PO JAKĄ CHOLERĘ??) więc domaga się wypuszczenia z domu. Może Mężon zafunduje jej polarny spacerek, ja wolę zostać w igloo.
Do napisania! :)
Zdrowia Kobieto! Dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńU nas też napadało, ale na Młodym nie zrobiło to prawie żadnego wrażenia. :-/ Najbardziej podobały mu się ogromne płatki śniegu oglądane przez okno ;-))
buziakuję
Nie idź na dwór - mnie wywiewa codziennie, chodzę w dwóch kurtkach, dwóch szalikach i dwóch czapkach :/ Zdrowiej w cieple i w spokoju :) Wiesz, ja jednak wolę ból zęba na odchudzanie niż kaktusy w gardle
OdpowiedzUsuńWracaj do zdrówka! Śnieg- wiem, że zima, wiem, że taka kolej rzeczy, ale nie znoszę!!
OdpowiedzUsuńnie choruj już! może bieg po śniegu,albo chociaż orzeł jaki,hę?:)
OdpowiedzUsuń